Czy pan istnieje, Mr Johns? 

Czy pan istnieje, Mr Johns? 

Czy pan istnieje, Mr Johns? 

 

Choć rozdwojenie jaźni (Multiple Personality Disorder – zaburzenia osobowości wielorakiej) jest jednostką chorobową, być może – póki co – jest tak ze względu na okoliczności jej powstania. Może to pierwszy krok zmierzający do świadomości zbiorowej na zewnętrznym nośniku?

 Wyobraź sobie, że jest poniedziałkowy poranek, stoisz przed lustrem, golisz się i obserwujesz swoje odbicie. Na odbijające się w szklanej tafli pomieszczenie nie zwracasz uwagi. Jesteś u siebie. W domu. Tu nic cię nie zaskoczy. Wyobraź sobie, że mrugasz. Otwierasz oczy i… siedzisz w samolocie. Nie wiesz, co tu robisz ani dokąd lecisz... Tę najbardziej ekstremalną sytuację ze swojego życia przywołał z pamięci Billy Milligan – najcięższy przypadek rozszczepienia osobowości w dziejach. Historia jego życia została opisana w zbeletryzowanej biografii „Człowiek o 24 twarzach” przez Daniela Keyes’a, autora opowiadania science fiction „Kwiaty dla Algernona”. Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku Milligan dopuścił się trzech napadów na kobiety na Uniwersytecie Stanowym Ohio. Rozpoznany przez ofiary na fotografiach, szybko został złapany, jednak sprawa nie była taka prosta, bo Milligan upierał się, że nie ma z wydarzeniami nic wspólnego. Po dwóch nieudanych próbach samobójczych trafił pod opiekę psycholog, która zdiagnozowała zaburzenie dysocjacyjne.

Główny bohater filmu „Split”, Kevin (James McAvoy), mieszczący w głowie 23 osobowości, to postać inspirowana Milliganem. Nie jest to film biograficzny a czerpana garściami historia przybliżająca problem zaburzenia osobowości. O ile książka „Człowiek o 24 twarzach” pozostawia czytelnika z poczuciem empatii i współczucia dla Billego, o tyle film pozostawia z poczuciem strachu wobec Kevina. Co ciekawe, fantastyczny, zdawałoby się, wątek, traktujący o nadejściu ponadprzeciętnie silnej Bestii, choć w filmie przekoloryzowany, jest możliwy. W zaburzeniu rozszczepienia jaźni, pojawiające się osobowości różnią się nie tylko wspomnieniami, ale także pragnieniami, wiekiem, orientacją seksualną, inteligencją, moralnością, a nawet chorobami. Wykonane na Milliganie badanie EEG (elektroencefalogramem) wykazało, jakoby badane były dwie różne osoby.

Nie wszyscy uwierzyli w zaburzenia osobowości u Milligana. Społeczeństwo podzieliło się na tych, co współczują Billy’emu, wierząc w jego chorobę i ludzi oburzonych głupotą sądu, który daje wodzić się za nos oszustowi. Pomimo tego, że MPD zostało oficjalnie uznane za zaburzenie, wciąż są jego zagorzali przeciwnicy. Obecnie jest drugim, najczęściej występujących zaburzeniem psychicznym, tuż po schizofrenii, które występują na terenie USA i Kanady.

Kultowym dziełem o osobowości wielorakiej jest powieść „Dr Jekyll i pan Hyde”, której autor to Robert Louis Stevenson. Główny bohater, za dnia jest lekarzem, zaś w nocy mordercą. Książka, która doczekała się kilkukrotnej ekranizacji, przedstawia walkę między osobowościami. Dr Jekyll w wyniku eksperymentu przeprowadzonym na sobie samym, próbując pozbyć się cząstki zła, którą nosi w duszy, ożywia drzemiące w nim zło, uosabia je i wzmacnia, przez co felerna część jego duszy, co jakiś czas przejmuje kontrolę nad ciałem.

Inspiracją do książki Stevensona, był człowiek o imieniu William Brodie. W stolicy Szkocji, Edynburgu (rodzinne miasto pisarza), żył mężczyzna, podobnie jak dr Jekyll – wielce poważany. Na co dzień członek rady miejskiej, nocą parał się hazardem, co ostatecznie doprowadziło go do bankructwa. Legendę o sobie samym zbudował na oszustwach, takich jak mistrzowskie podrabianie kluczy do domów, w których pracował jako stolarz meblowy. Kradł na potęgę, aż w końcu został zdemaskowany. Skazany na śmierć w roku 1788, mężczyzna zawisnął na szubienicy, którą – co znamienne – sam zaprojektował.

Zaburzenia osobowości wielorakiej często są utożsamiane ze schizofrenią. A jednak u osoby cierpiącej na schizofrenię urojenia są nieodróżnialne od rzeczywistości. Dobrze oddaje to film „Piękny umysł” z Kevinem Spacym. John Nash, genialny matematyk, otrzymuje prestiżową posadę w Massachusetts Institute of Technology oraz propozycję pracy dla amerykańskiego rządu. Choć angażuje się zarówno w jedną działalność, jak i drugą, tylko jedna z nich istnieje naprawdę.

Jak trudno odróżnić schizofrenię od zaburzenia osobowości widać na przykładzie filmu „Podziemny krąg („Fight Club”). Choć Tayler Durden (Edward Norton) żyje w cieniu swojej drugiej osobowości (Prad Pitt), nadal pozostaje Tylerem. A jednak Tayler nie zawsze jest świadom tego, co robi. Ma dziury w pamięci, a o tym co robił dowiaduje się z relacji innych. Najbezpieczniej więc będzie powiedzieć, że Tyler cierpiał jednocześnie na schizofrenię i rozszczepienie osobowości. Podobnie skomplikowanym przypadkiem jest Smeagol z trylogii „Władca Pierścieni” J.R.R.Tolkiena. Smeagol zdobywa pierścień władzy, mordując brata Deagola, a poczucie winy zagłusza miłością do pierścienia. Smeagol kochał pierścień i nienawidził zarazem - tak jak siebie samego. Gollum przejmuje inicjatywę, gdy Smeagol czuje się zagrożony. W kultowej „Grze o Tron” szalony Ramsey Bolton znęcaniem się psychicznym i fizycznym doprowadza Theona Greyjoy'a do „powołania do życia” Odora.

Lekarze opisują osobowość mnogą jako rozszczepienie osobowości pierwotnej w wyniku traumatycznych przeżyć. Pojawia się ktoś inny, kto zbiera na siebie wszystkie baty, chroniąc osobowość podstawową. Zupełnie inny punkt widzenia przedstawia Peter Watts w powieści sf „Ślepowidzenie”. Susan Bates zwana Bandą Czworga jest członkiem załogi Tezeusza, grupy powołanej do nawiązania kontaktu z obcą cywilizacją. Załoga składa się z najwybitniejszych jednostek ludzkich. Zadaniem Susan, będącej lingwistką, jest próba nawiązania kontaktu z obcymi. Kobieta posiada cztery osobowości, które wymieniają między sobą informacje.

Rozdwojenie jaźni, osobowość mnoga, czy osobowość wieloraka coraz częściej zastępuje się zwrotem osobowość naprzemienna jako że w większości przypadków osobowości te nie wiedzą o sobie, a prawie zawsze osobowość pierwotna jest zupełnie nieświadoma obecności innych. Z tego względu chorujący człowiek często traci poczucie czasu, nie zdaje sobie sprawy z popełnionych czynów. Trudno w ten sposób żyć, będąc niezdiagnozowanym. O ile przez szkołę można przebrnąć, otrzymując etykietkę dziwaka, w dorosłym życiu jest trudniej. Choćby utrzymać się na etacie. Milligan miał z tym niemałe problemy. Gdy zatrudnił się jako konserwator, bywały dni, że nie potrafił nic naprawić, bo dowodzenie przejmowała jedna z osobowości dzieci... Dopiero specjalistyczna pomoc z zewnątrz jest szansą na uświadomienie sobie, co się dzieje – zintegrowanie osobowości i powrót do życia w społeczeństwie. Czytając „Człowieka o 24 twarzach” nie sposób nie dostrzec możliwości, jakie drzemią w rzekomej dysocjacji. Szczególnie, gdy osobowości są ze sobą zintegrowane – komunikują się między sobą i wychodzą na świat nieprzypadkowo. Wystarczy wyobrazić sobie hipotetyczny przypadek osoby chorej na cukrzycę, która pod wpływem silnego stresu zaczyna jeść słodycze. Jeśli w tym momencie mogłaby się „przełączyć” i jeść pod postacią, która na chorobę nie cierpi, byłoby to dla niej korzystne… Gdy Milligan przebywał w więzieniu, kontrolę nad jego ciałem przejmował Ragen Vadascovinich, Jugosławianin, charakteryzujący się ponadprzeciętna siłą. Z kolei elokwentny Allen przejmował dowodzenie, gdy Milligan poszukiwał pracy. Osobowość ta potrafiła na tyle manipulować, że zwykle udało jej się przekonać potencjalnego pracodawcę, by go zatrudniła. Tommy malował pejzaże, zaś Danny martwe natury. Zarówno jeden, jak i drugi mieli do tego talent, co niejednokrotnie stanowiło źródło ich dochodów.

Czy możemy mówić o kroku w kierunku świadomości zbiorowej, jeśli „świadomości pojedyncze” występują naprzemiennie i nie wiedzą o sobie? Chyba, że to pierwszy krok, a kolejnym będzie uzyskanie możliwości wymiany informacji pomiędzy „świadomościami” jak u wspomnianej wyżej Bandy Czworga? Jak tego dokonać? Być może pierwszym krokiem ku temu mógłby okazać się transfer umysłu.

Transfer umysłu jako przeszczep mózgu został zaprezentowany w komedii science fiction Przekładaniec z 1968 roku w reżyserii Andrzeja Wajdy. Opiera się na scenariuszu napisanym przez Stanisława Lema „Czy pan istnieje, Mr Johns?”. „Przekładaniec” to historia kierowcy rajdowego Richarda Foxa (Bogumił Kobiela), który nieustannie ulega groźnym wypadkom. Rozwinięta medycyna stawia rajdowca za każdym razem na nogi. Mężczyzna poddaje się licznym przeszczepom narządów pobieranych od ofiar karamboli i tym samym przejmuje ich osobowości. Akcja dwudziestokilkuminutowego filmu toczy się wokół pytania: ile jeszcze jest Richarda Foxa w Richardzie Foxie? Nas interesuje szczególnie scena finałowa, mianowicie przeszczep mózgu, gdzie jedna osobowość zostaje całkowicie zastąpiona drugą. Można więc powiedzieć, że dochodzi do transferu umysłu.

„Obecnie, kiedy rozpada się nasz ludzki sprzęt, wraz z nim umiera oprogramowanie naszego życia, nasz osobisty „plik umysłu”. Zmieni się to jednak, kiedy będziemy mogli przechowywać i przenosić tysiące miliardów bajtów informacji istniejących we wzorcu, który nazywamy mózgiem(...)”. Zaczerpnięty cytat pochodzi z książki Raya Kurzweila „Nadchodzi Osobliwość”. Naukowiec ten, wyznawca transhumanizmu, wierzy, że osiągniemy poziom technologiczny, który pozwoli na zeskanowanie mózgu i przeniesienie go na odpowiednio potężne podłoże obliczeniowe. Ma na myśli osobowość, pamięć, umiejętności i historię danej osoby. Jest to jedna z prób osiągnięcia nieśmiertelności – co ciekawe, na cel ten w Ameryce przeznaczonych jest 80% wszystkich grantów naukowych.

Próbę transferu umysłu przewidywaną przez Kurzweila przedstawiono w filmie „Transcendencja” (2014) z Johnnym Deepem w roli głównej. Will Caster, naukowiec prowadzący badania nad sztuczną inteligencją, zwaną dalej SI, zostaje postrzelony. By uchronić go od śmierci, żona postanawia przenieść jego umysł na nośnik zewnętrzny – w tym przypadku komputer. Film pokazuje, że nieśmiertelność osiągnięta ludzkimi metodami zawsze będzie zależna od pewnych czynników. Nigdy nie dorówna tej boskiej.

Podobnie rzecz ma się w „Ślepowidzeniu”, jednak inne są pobudki, Watts pokazuje, że człowiek – w dobie sztucznych technologii – staje się bezużytecznym. Masowo przenosi więc świadomość do tzw. „Nieba", gdzie – tak z grubsza – oddaje się marzycielstwu. W takich okolicznościach poznajemy matkę głównego bohatera, która robiąc na złość rodzinie, wyrzeka się świata materii, na rzecz świata wyimaginowanego.           

Kurzweil prognozuje, że osiągniemy nieśmiertelność, że będziemy żyć w sieci, tworząc projekcje ciał, gdy będziemy ich potrzebować. „Miasto permutacji” Grega Egana poniekąd przedstawia powyższe założenie. W wykreowanym przez niego świecie każdy może zeskanować swój mózg i uruchomić komputerową Kopię. Główny bohater powieści przenosi się do świata wirtualnego, stając się Kopią siebie samego. Zamienia się we fragment elektronicznego kodu. Jest tego świadom i taki jest cel jego działań. Może z tym w każdej chwili skończyć i wrócić do Oryginału.

Autor stawia w powieści interesujące pytanie: Czym różni się Kopia od Oryginału? Kopia może wyglądać i działać tak samo jak ja, ale przecież mną nie jest. Co więcej, mogę nawet nie wiedzieć, że taka Kopia powstała, jak było chociażby w filmie „Oblivion” (2014) z Tomem Cruisem. A nawet gdyby miała wszystkie moje wspomnienia i będzie pamiętać, że była mną, to od chwili jej powstania będzie zdobywać własne, odrębne doświadczenia. Jej rzeczywistość będzie się więc od tego momentu rozchodzić z moją. A co w przypadku, gdy dokonam Kopii samej siebie, a usunę Oryginał? Czy to oznacza koniec mnie, bo przecież Kopia nie jest już mną?

O ile u Egana, wirtualny świat dopiero nabiera rozpędu, w „Perfekcyjnej niedoskonałości” Jacka Dukaja jest w pełnym rozkwicie. Do tego stopnia, że Homo sapiens (stahs – Standard Homo Sapiens) traci status istoty najwyższej, na rzecz Phoebe (skrót od Post-Human Being). Bohaterowie nie posiadają ciał a liczne manifestacje. Nie umierają a są resetowani. Część z nich to realizacje programów uruchomionych na Plateau. Świat ten śledzimy oczami Adama Zamoyskiego, człowieka wskrzeszonego z przeszłości – świata jakiego znamy – który musi odnaleźć się w przyszłości.

Czy jeśli przeniosę wiedzę, umiejętności, osobowość oraz wspomnienia do innego substratu, to czy będę to naprawdę ja? Czy uczestnicząc w takiej rekonstrukcji tracę sam siebie? Kim jestem?

Ray Kurzweil, pisze w swej książce: „Maszyny mogą połączyć swoje zasoby: inteligencję i pamięć. Dwie maszyny – lub milion maszyn – mogą się połączyć, aby się stać jednością i następnie ponownie się rozdzielić. Wiele maszyn może w tym samym czasie stawać się jedną maszyną i rozłączać się jednocześnie”.

Powyższe założenie zakłada, że maszyny osiągną, oprócz inteligencji, również świadomość. Zbiorową świadomość w wykonaniu maszyn opisał China Mieville w powieści „Dworzec Perdido”. Główny bohater naukowiec i wynalazca Isaac Dan der Grimnebulin, mieszkaniec państwa-miasta Nowego Crobuzon, w wyniku pewnych okoliczności trafia na wysypisko śmieci, gdzie spotyka sztuczną inteligencję, zwaną Radą Konstruktów:

„Zrodziłem się ze związku przypadku z wirusem w programie. Moje pierwsze ciało spoczęło na tym wysypisku ze zużytym silnikiem i błędem w programie. Zaczęło rozkładać się powoli, podczas gdy wirus krążył po wciąż jeszcze sprawnych obwodach i wreszcie, zupełnie spontanicznie, zacząłem myśleć (...) To, co zaczęło się jako impuls samoświadomości, stało się z czasem wnioskowaniem i formułowaniem opinii. Budowałem się sam”.   

Świadomość opisana przez autora pojawiła się przypadkiem, w wyniku chwili, momentu, rozwinęła się i ewoluowała w zbiorową świadomość maszyn znajdujących się w mieście. Z czasem dowiadujemy się, że Konstrukty dalekie są od akceptacji działalności człowieka.

Zbiorowa świadomość w wykonaniu ludzi znalazła odbicie w powieści Dicka „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach”. Zbiorowa świadomość u Dicka to ogólnoświatowa religia zwana merceryzmem (od nazwiska proroka Mercera, ang. mercy – łaska, miłosierdzie). Przy pomocy specjalnego urządzenia, ludzie wkraczają w wirtualny świat, w którym łączą się duchowo z osobą Mercera, doznając poczucia wielkiej wspólnoty, a co za tym idzie – pocieszenia. Nie dziwi taka potrzeba, gdyż życie na mocno wyeksploatowanej Ziemi nie dostarcza już wielu radości.

Ale czyż zdalna obecność nie wyjaławia ludzkości z ludzkiego kontaktu? Jak podsumowuje w „Ślepowidzieniu” Watts – wracamy do platońskiej jaskini, by obserwować cienie na ścianie, jawiące się jako prawdziwy świat. A jednak to pociąga. Czy przyciąganie to jest jak światło, za którym podążają ćmy – krótki rozbłysk, po którym już tylko ciemność czy może kolejnym krokiem w epokę postludzi – pewnie czas pokaże. Być może kiedyś osiągniemy świadomość zbiorową, o jakiej nie śniło się nawet Milliganowi.

 

Artykuł pierwotnie ukazał się w "Nowej Fantastyce".