
Jakiś czas temu na łamach NF opowiadałam o Brudnych sprawkach wujaszka Hana, debiutanckim zbiorze weird fiction Bednarskiej. W Wujaszku autorka dała się poznać jako lubiąca czarny humor i czerpiąca garściami z mitologii oraz folkloru azjatyckiego, które potrafi przenieść na współczesny grunt. Wychodzi na to, że ten humor i zamiłowanie do Azji siedzą w niej głęboko, gdyż nie opuszczają pisarki przy okazji kolejnej książki Piąta skóra Nigumy.
Tym razem obszar geograficzny, który eksplorujemy, to Indie. Bohaterką powieści jest tytułowa Niguma, istota wzięta żywcem z legendy. Legendy o kobiecie, która jednej nocy osiągnęła oświecenie, przez co została wyniesiona ponad innych ludzi jako dakini mądrości. I jako dakini porzuciła rodzinną wioskę, by zamieszkać w jaskini w Złotych Górach (w regionie Kaszmiru). Tam zaczyna przyjmować wędrowców spragnionych wiedzy. Dla jednych staje się buddyjską nauczycielką, dla innych samą śmiercią, gdyż tych niegodnych nauk po prostu pożera… Pewnego razu podczas medytacji objawia się jej kobieta o mlecznobiałej cerze, dla której porzuca jaskinię i rusza w świat, by ją odnaleźć.
Choć powieść pisana jest na przestrzeni wielu wcieleń i dziesiątek lat, czytelnik poznaje Nigumę w czasach współczesnych, w momencie gdy prowadzi w Warszawie sklep z tanią biżuterią i kadzidłami. Sprzedaż bibelotów to nie jej jedyne zajęcie. Niguma wypatruje ofiar, a konkretnie skór, w które mogłaby się przyoblec. Te są dla niej jak ubrania, zużywają się i musi je regularnie zmieniać. Wypatruje też tej, za którą tu przyszła, bo nietrudno się połapać, że Piąta skóra Nigumy to tak naprawdę nietuzinkowa historia miłosna. Opowieść o wędrówce dusz i uczuciu, dla którego czas i miejsce nie stanowią żadnej bariery. Pod tym względem przypomina Wroga Łukasza Orbitowskiego, choć we Wrogu jest na odwrót, krakowski strażak upiera się, że jest wcieleniem Nerona, który w życiu ówczesnym poszukuje miłości z poprzedniego wcielenia, ukochanej Poppei. Niguma zaś przywdziewa ludzkie skóry, by wtopić się w tłum i nie emanować boskością.
Mamy więc nietuzinkową historię miłosną, z mitologią buddyjską i hinduską w tle (co nie jest takie częste na fantastycznym poletku). Kto nie słyszał wcześniej legendy o boskiej Nigumie, ten już o niej nie zapomni. Szczególnie że autorka zdecydowała się na narrację pierwszoosobową, dzięki czemu Niguma sama wciąga nas w swoją historię i to naprawdę się jej udaje. Narracja, momentami oniryczna, momentami hipnotyzująca, sprawia, że podążamy za Nigumą z prawdziwą ciekawością. Bo choć bohaterka jest krwiożercza, poluje na ludzkie skóry, to nie da się jej upchnąć w jednoznaczne „zła”. Jest przecież bóstwem, poza wszelkimi kategoriami. Okrutnym jak sam Ares, ale czy przez to na pewno złym? Bednarskiej udało się stworzyć postać prawdziwie nieludzką, boską, i choćby dla tej kreacji warto po książkę sięgnąć.
Autorka udanie portretuje również współczesnych młodych mieszkańców Warszawy, nie zostawiając na nich suchej nitki. W podróżach donikąd, w życiu z dnia na dzień są miałcy i nijacy, wewnętrzną pustkę zagadując pseudointeligentną gadaniną… Sama Niguma jest w pewnym momencie udręczona ludzką niestabilnością i niestałością. Gubi się w międzyludzkich relacjach, a gdy traci cierpliwość, inni tracą głowy… Wciąż jest przecież przyboczną krwiożerczej bogini Khali. O tym zaś trudno zapomnieć, choćby na moment.
Być może niektórzy spodziewają się powieści grozy, sugerując się apetytem głównej bohaterki na ludzkie skóry albo poprzednią książką autorki, czyli zbiorem weird fiction, ale czeka ich zaskoczenie. Piąta skóra Nigumy to powieść wielu konwencji. Z jednej strony to dramat obyczajowy, w oryginalny sposób poruszający problem z samoakceptacją, zrozumienia samego siebie, z drugiej powieść miłosna, romans, zaś z trzeciej, zakotwiczona w mitologii buddyjskiej powieść drogi, dobrze znana czytelnikom fantasy.
Z miłości nawet oświeceni na powrót stają się głupcami… taki banał bije z powieści, ale spróbujcie ubrać ten banał w dramat, tak jak zrobiła to Bednarska! Specyficzny, intrygujący styl autorki sprawia, że książkę czyta się z dużą satysfakcją. Aż można zapomnieć, że to jej powieściowy debiut.