Yan Ge - "Kroniki dziwnych bestii"

Yan Ge - "Kroniki dziwnych bestii"

Ostatnimi czasy pisarze z krajów Dalekiego Wchodu udowadniają, że fantastyka to wciąż literatura zaangażowana, której daleko do rozrywkowej. Bywają to opowieści ledwie ocierające się o fantastykę („Układ(a)ne” Aoko Matsudy), ale zdarzają się również takie, które są w niej głęboko zanurzone. „Kroniki dziwnych bestii” Yan Ge – współczesnej pisarki chińskiego pochodzenia – to właśnie jedna z takich książek.

„Kroniki” to powieść mozaikowa, gdyż ani to zbiór opowiadań, ani powieść. Historie, czytane jedna po drugiej, poszerzają świat przedstawiony, z ostatnią historią dając jego całościowy obraz. Rzecz dzieje się w mieście Yong’an, gdzie żyją obok siebie ludzie i bestie. Czytelnik poznaje nie-ludzi z perspektywy głównej bohaterki, pisarki, a dawniej studentki zoologii. To ona snuje o nich opowieści, pisząc o bestiach do lokalnej gazety.

Drobne różnice jak kolor skóry, kształt uszu, czy liczba palców u rąk pozwalają bestiom wmieszać się w tłum. A jednak są inne i przez tę odrębność są przez ludzi tępione, jak np. ofiarneusze, albo wykorzystywane, jak dzieje się w przypadku uroczniaków. Te drugie – stworzone przez człowieka – pełnią rolę towarzyszy dzieci, maskotek, a gdy już się znudzą, zostają poddane utylizacji. Miasto Yong’an, a w szczególności reprezentujące je władze nie mają litości nie tylko dla bestii, ale również dla zwierząt. Jak mówi główna bohaterka: „Poza nimi samymi [ludźmi] wszystko inne było dla nich jedynie tworzywem, pożywieniem lub wrogiem – czymś, co można było zabić”. I tak z tekstu o uroczniakach dowiadujemy się o tym, że w Yong’an prawie nie ma ptaków, a handlarze ptakami: „traktowani są (…) przez samorząd jako poważne zagrożenie i zwalczani na równi ze sprzedawcami filmów pornograficznych”. Fragment ten stanowi czytelne nawiązanie do kampanii tępienia wróbli, przeprowadzonej w Chinach w latach 1958—1962. Z kolei w tekście o ofiarneuszach obserwujemy eksterminację bestii „ze względu na i tak małą liczebność ofiarneuszy” oraz by powstrzymać negatywny wpływ, jaki wywierają na społeczeństwo. W Yong’an bywa i tak, że ofiarą systemu padają ludzie: w jednym z tekstów czytamy, że „w ramach konstruktywnych prac nad moralnością obywatelską”, by stłumić strajki, władze miasta decydują się na poddanie eutanazji części obywateli. Autorka narzuca w ten sposób myśl, że „bestie są bardziej ludzkie niż ludzie, ludzie bardziej bestialscy niż bestie”. Nota bene myśl ta powtarzana jest kilkukrotnie przez różnych bohaterów.

Nietrudno się domyślić, że opowieści o smętnikach, fortunio, ofiarneuszach czy wróciduszach są metaforą realnych problemów społecznych, z których na pierwszy plan wysuwa się dyskryminacja mniejszości narodowych. Sama Yan Ge mówi o książce tak: „Stworzyłam dość proste metafory o marginalizowanych, niedostatecznie reprezentowanych i uciskanych grupach społecznych”. Podobny zabieg zastosowała argentyńska pisarka Augustina Bazterrica w „Wybornym trupie.” Pozornie autorki „opętała”, zupełnie inna tematyka, gdy jednak zastanowić się dłużej, można dojść do wniosku, że oddają głos tym, którzy prawa do decydowaniu o sobie nie mają.

Drugim ważnym tematem, jaki porusza autorka jest radzenie sobie z poczuciem osamotnienia potęgowanym przez wyobcowanie – w mieście, w którym nie wiadomo kto jest kim – człowiekiem czy bestią; przyjacielem czy oszustem trudno nawiązać prawdziwą relację. Wszyscy skrywają się za maskami pozorów, czy to ze strachu, czy z przyzwyczajenia. Nie dziwi więc, że do głosu coraz częściej dochodzą bliscy, który już odeszli… Zmarli, których główna bohaterka wizualizuje, prowadząc z nimi krótkie dialogi. Z nimi łatwiej jest się dogadać, tym bardziej, że – jak twierdzi bohaterka – po śmierci łagodnieją… Życie w mieście Yong’an jawi się jako prawdziwa udręka. A jednak trzeba żyć, bo dopóki żyjemy my, żyją ci, którzy już odeszli, zdaje się mówić pisarka poprzez tekst.

Na osobne uznanie zasługuje kreacja bestii. Yan Ge pisze o nich w taki sposób, że czytelnik z przyjemnością zawiesza realizm i daje się uwieść opowieści, całym sercem wierząc w ich istnienie. Co warte wspomnienia, wszystkie nazwy bestii są pomysłem tłumaczki Joanny Karmasz. Intrygującym jest konstrukcja fabularna na poziomie poszczególnych scen, gdyż – idąc za tłumaczką – „przeszłość, przyszłość i teraźniejszość w języku chińskim bardzo często nie są definitywnie zaakcentowane, co wywołuje efekt współobecności tego co było, jest i będzie”.

„Kroniki dziwnych bestii” są potwierdzeniem tego, co czytelnik fantastyki wie nie od dziś, mianowicie: tam gdzie funkcjonują opresyjne systemy polityczne, gdzie wolności nie wystarcza dla wszystkich, tam rodzi się najlepsza literatura.